niedziela, 16 września 2012

Rozdział 1

Muzyka do rozdziału... <klik>




- Dobra śpieszcie się bo zaraz się spóźnicie do szkoły - szybko popędzałam moją szanowną gromadkę. A więc tak, może zacznę. Nazywam się Anabell, lecz wszyscy mówią mi bella. Jestem dość ciemną blondynką o głębokich zielonych oczach. Jak na swój wiek i dwójkę dzieci jestem dość szczupłą kobietą. Może najpierw opowiem wam co się zdarzyło parę lat temu, żebyście mogli zrozumieć moje położenie.

20 sierpnia 2012


Dzisiaj w końcu miałam go znów zobaczyć. Przyleciał z rocznej trasy. Oczywiście widziałam go parę razy, gdy miał czas wolny. Ale teraz będę miała go cały czas dla siebie, tylko dla siebie. Szybko się przebrałam w dżinsy rurki, miętową koszulę bez rękawów, na to beżowy sweter i tego samego koloru vansy. Za kilka dni mam osiemnaste urodziny. Postanowiłam z nim TO zrobić. Wiem, że to poważny krok w związku. Ale czuję, że obydwoje jesteśmy na niego gotowi. Pojechałam na lotnisko i stanęłam razem z resztą dziewczyn chłopaków - Danielle, Eleanor, Perrie i Arią. Wiem, że dla fanek chłopców to trudne, że wszyscy są zajęci. Ale my się kochamy. Ja mam tu ciężko. Rodziców zostawiłam w małej wiosce we Francji, a resztę rodziny mam we Włoszech. Może i jesteśmy daleko od siebie, ale co sobotę całą rodziną siadamy przed komputerem i rozmawiamy ze sobą na skypie. Po za tym są jeszcze święta. Zawsze na zimę jeżdżę do Włoszech. Za to na lato do Francji. Razem z rodzicami mamy własną winnice. W końcu zobaczyłam jego. Jeszcze wyprzystojniał od ostatniego razu jak się widzieliśmy. Jego kręcone włosy może trochę oklapły, ale trudno. Już z daleka było widać iskierki w jego oczach. Szybko do niego podbiegłam i pocałowałam bardzo mocno i namiętnie. Jestem trochę od niego niższa, ale ta różnica nie wynosi za wiele. Może dlatego zostałam modelką? Tak jestem nią. Czułam miliardy motyli w moim brzuchu. Nie da się ukryć, przyjemne uczycie. 

- Cześć - powiedzieliśmy razem po powitalnym pocałunku. Trzymając się za ręce i cały czas rozmawiając udaliśmy się do taksówki. Reszta jeszcze została robiąc to co my przed chwilą. Całą drogę byliśmy przytuleni do siebie. Właśnie dlatego byłam pewna następnego kroku. Zawsze okazywał mi troskę i uczucie. Pomimo, że często kończyliśmy w sytuacjach dwuznacznych, nigdy się nie narzucał. Jak powiedziałam STOP przestawał. Całował mnie w czoło i powiedział - poczekamy. Wróciliśmy do domu... naszego wspólnego. Od jakiegoś roku mieszkamy razem, a jesteśmy parą od półtorej. Kolejne udowodnienie, że mnie kocha. W końcu tyle czasu ze sobą wytrzymaliśmy. Usiedliśmy na kanapie w salonie. Jest to dość duże pomieszczenie. Utrzymane w jasnych barwach, beżowe ściany, podłoga z ciemnego drewna, skurzane sofy przy jednej ze ścian w kwadratowym pokoju. Przy oknach rośliny dodające uroku pomieszczeniu. Na ścianach różne obrazy olejne. Między innymi nasze. Na białych komodach pełno naszych wspólnych zdjęć, tak samo naszych rodzin u z różnych sesji. Włączyliśmy jakiś film Disneya. To była taka nasza mała tradycja. Zawsze woleliśmy takie filmy od horrorów czy dramatów. Można się z nich wiele nauczyć, a także pośmiać. Tak spędziliśmy resztę wieczoru. Wtuleni w siebie, przed telewizorem.

Wtedy żyło się tak błogo. Bez żadnych zmartwień. Kroiłam pomidora do kanapki, a z oczu ciekły mi łzy. Byliśmy szczęśliwi, ale on wszystko musiał zepsuć. Myśleliśmy jakie nadać imiona naszym dzieciom. Jak będziemy się starzeć. Co będziemy robić w przyszłości, gdy skończymy nasze kariery. Ale wracając.



25 sierpnia 2012

Zabawa trwała już w najlepsze. Wszyscy się genialnie bawili, a ja tylko siedziałam. Oczywiście żartuje. Cały czas tańczę z Harrym. Słodziak. Chciałam sama urządzić całe przyjęcie, ale on oczywiście mi nie pozwolił, twierdząc, że skoro są to moje urodziny muszę mieć niespodziankę, taką samą jak mu zrobiłam. Śmieję się tylko jak o tym pomyślę. Wkręciłam w to wszystkich. Udawaliśmy, że zapomnieliśmy. Kiedy już zdenerwowany wyszedł z naszego domu, szybko zadzwoniłam po resztę. Uwinęliśmy się dość sprawnie i po dwóch godzinach przyjęcie było gotowe. Żałujcie, że nie widzieliście jego miny. Był pewien, że nie pamiętamy o jego osiemnastce, więc wrócił po kasę i miał się udać do baru. Ale się ucieszył jak mała dzidzia kiedy pokazałam mu mój prezent. Mała kotka moich rodziców. Zawsze mu się podobała. Dlatego właśnie poleciałam do nich, wzięłam ją i podziękowałam. Oczywiście dodatkowo trzeba było płacić za przelot zwierzaka, ale zrobiłabym wszystko, żeby mój książę był radosny. Po ostatnim kawałku wszyscy się rozeszli do swoich domów. Gdy tylko dotarliśmy do naszego powiedziałam mu na ucho dzisiaj. Zrozumiał mnie. Zaczęliśmy się zachłannie całować. Co róż w całym domu zostawały nasze ubrania. Dotarliśmy w końcu do naszej czerwonej sypialni. Po środku łóżko z kapą nie było długo takie ładne. Biała podłoga z marmuru i dywan na niej nie były "czyste". Z brązowego drewna  komoda miała naszą bieliznę. Zaczęliśmy się jeszcze namiętniej całować. Jeśli to w ogóle możliwe. Już byliśmy całkiem nadzy. Chłopak pieścił moje... wszystko. Smyrając mnie gdzie nie gdzie. Co chwila się całowaliśmy. W końcu się we mnie wbił. Najpierw jego ruchy były dość delikatne, gdyż wiedział, że jestem dziewicą. Ale z czasem stawały się coraz mocniejsze. Dosłownie sekundę przed wielkim finałem wyszedł ze mnie. Teraz ja przejęłam inicjatywę. Skoro on się tak natrudził, ja chyba tez powinnam. Zaczęłam go całować w szyję delikatnie ssając skórę. Co róż ocierałam się o jego penisa. Nie wiem czy to możliwe, ale podniecił się jeszcze bardziej. Pocałunkami schodziłam jeszcze niżej. Aż w końcu wzięłam sobie jego członka do buzi i zaczęłam lizać i robić różne rzeczy. Nawet nie wiem skąd wiedziałam  co robić. To było instynktowne. Po skończonym stosunku wyznaliśmy sobie miłość, przykryliśmy narzutą i wtuleni w nasze rozgrzane, nagie ciała zasnęliśmy.


Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego seksu. Obydwoje strasznie mało wypiliśmy. Wiedziałam, że był świadomy tego co się stało minionej nocy. Rade obudził mnie subtelnym pocałunkiem, stawiając pod nos niedawno zrobione naleśniki, ale oczywiście musiał wszystko zepsuć, tym jednym czynem, tym jednym zdaniem. Przez które chciałam popełnić samobójstwo. Miałam szczęście, że akurat przez tez most. W tedy w nocy. Mathew przechodził. Od razu rzuciły mi się w oczy jego piękne oczy. Niebieskie jak ocean z lotu ptaka. Szybko do mnie podbiegł. Powiedział, " jeśli się zabijesz, kogo będę podziwiał. Kogo miliony kobiet na ziemi będą podziwiać. Kim by chciały być". Jego słowa zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Wy nadal nie wiecie jak to było. To może więcej nie będę zdradzać.


10 września 2012


Jak co dzień wracałam z sesji ok. godziny siedemnastej. Wszyscy się śpieszyli do domów, na kolację, rodziny, lub ukochanej osoby. Pomimo, że kocham Harrego lubię chodzić tym parkiem i rozmyślać. Tak to robiłam i tym razem. Przechodziłam obok wielu kochających się par, wpatrzonych w siebie jak w obrazek. Obok dzieci, które jeszcze się nie zamartwiały przyszłością. Obok nastoletnich grup, które myślały, że są najlepsze na świecie. Usiadłam na polanie przy ścieżce i rozmyślałam. Odchyliłam głowę w tył zamykając oczy i dając promieniom dobry dostęp do mojej twarzy. Zaczęło się robić zimno, więc postanowiłam wracać. Przyglądałam się znów tym samym twarzom. w pewnym  momencie zobaczyłam nowych ludzi. Nigdy wcześniej ich to nie było. Na chwilę się od siebie odwrócili, a ja ujrzałam znajomą twarz - nie wierzę, to na pewno nie on - przemknęło mi przez myśl. Szybko podbiegłam do nich próbując powstrzymać nasilającą się falę łez.

- Ty parszywy skurwysynie! - wykrzyknęłam tak głośno, że chyba wszyscy obecni w parku usłyszeli. A możliwe, że nawet w całym Londynie. Uśmiechną się cynicznie. Wręcz chamsko. 
- Ty na serio myślałaś, że ktoś taki jak ja wytrzymałby z jedną dziewczyną tak długo? Cóż było fajnie. Kochaliśmy się. Właśnie k o c h a l i ś m y się, a nie kochamy. Zrozum. Tego konia nie da się tako łatwo osiedlić. A teraz pozwól, że dokończę to co nam przerwałaś. - Skończył. Już chciał znów całować tą sukę, ale nie pozwoliłam na to. Parę lat uczenia się kick-boxingu w końcu się opłaciło. Walnęłam go z całej siły. I odeszłam. Wróciłam do naszego wspólnego mieszkania. Było ono najlepsze na świecie. Nie wspominałam o tym, ale to nie był tylko mój chłopak. To był mój... narzeczony. Od jakoś pół roku. Nie śpieszyliśmy się ze ślubem. Zaśmiałam się pod nosem. Kochaliśmy się. Woleliśmy trochę zaczekać. A ja głupia myślałam,  że chodzi o to, żeby się nie śpieszyć. Po prostu zaręczyny nie są tak poważne jak ślub. Nadal mógł wabić laski i mówić, że niedługo ze mną zerwie. Spakowałam wszystkie pudła wszystkie swoje rzeczy. Wcisnęłam je do mojego auta. Jest ono strasznie wielkie, więc zmieściłam tam wszystko. Teraz zauważyłam, że po moich policzkach spływa wodospad łez. Nie miałam zamiaru się więcej zadręczać. Postanowiłam raz na zawsze skończyć ze swoim życiem. Pojechałam w stronę mostu Tower Bridge. Wiem, ale to oryginalne, ale tylko to mi przynosił mój umysł. Była już noc. Jakoś pierwsza w nocy. Dość długo mi zeszło. Stanęłam autem na jakimś pobliskim parkingu. Już chciałam skończyć na zawsze ze swoim życiem, kiedy usłyszałam wołanie. Odwróciłam się myśląc, że to może mój ukochany woła. Że się pomylił i z całej swojej mocy przeprasza. Zachwiałam się, ale chłopak, na oko w moim wieku, chwycił mnie przytulił dom siebie i szepną: jeśli się zabijesz, kogo będę podziwiał? Kogo miliony kobiet na ziemi będą podziwiać? Kim by chciały być? 
Chłopak o nieziemskich oczach zwrócił na siebie moją uwagę. Wstaliśmy, ponieważ wcześniej klęczeliśmy, i zaprowadził mnie w stronę parkingu. Wskazałam mu mój samochód i zawiózł mnie, najprawdopodobniej, do swojego mieszkania. Tam dał mi jakąś swoją koszulkę i pokazał gdzie będę spała. W brew pozorom szybko zasnęłam. 
Obudziłam się i nie wiedziałam gdzie jestem. Wszystko sobie przypomniałam. Mimo moich starań łzy poleciały mi po policzkach. Akurat kiedy chłopak wszedł do środka. Przyniósł mi śniadanie, usiadł koło mnie i znów zaczął pocieszać. Podziękowałam za gościnę. Już chciałam się zbierać, lecz on mi nie pozwolił. Po prostu powiedział nie i kazał usiąść.
- Nie pozwolę ci odejść w tym stanie. Nie po to całą noc się zamartwiałem, co się stało, że taka piękna  dziewczyna chciała popełnić samobójstwo - klęknął przede mną - może zechcesz mi powiedzieć?
I nie wiem czemu, ale to zrobiłam. Łzy się ze mnie lały jak z procy. Chłopak usiadł przy mnie i po prostu mnie przytulił.
- Dzię...dzię...dziękuje. Ale nawet... nie wiem... jak masz na imię - powiedziałam przez szloch.
- Mathew, ale wszyscy mówią na mnie Matt, a ty ślicznotko?
- Anabell, ale przyjaciele mówią na mnie Bella. - zaczęliśmy naszą konserwacje. Szybko nam to zleciało. W pewnym momencie mnie zemdliło. Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Chłopak trzymał moje włosy. Po skończeniu przemyłam buzię wodą i z przerażeniem spojrzałam na Matta.
- To na pewno jakieś zatrucie. - powiedziałam szybko i uciekłam do pokoju, który wcześniej wskazał mi... można powiedzieć przyjaciel. Zrobił dla mnie tak dużo w tak krótkim czasie. Padłam na łóżko i zasnęłam. 
Gdy światło zaświeciło od razu poczułam mdłości i szybkim krokiem poszłam do łazienki. Szatyn stał przy drzwiach i oznajmił mi, że dzisiaj jedziemy do szpitala. Jak się później okazało... jestem w ciąży. 
Cała roztrzęsiona razem z przyjacielem ruszyliśmy do jego domu. 
Po tych jakże dziewięciu miesiącach urodził mi się synek. Był strasznie podobny do Harrego, ale może nie tak do końca z matki też coś ma. Razem z Mattem jesteśmy parą. Wszyscy wiedzą, że ja z Harrym to już przeszłość. Moja matka nie była zbytnio zapalona do tego pomysłu. Razem z moim teraźniejszym chłopakiem udaliśmy się do Francji w szóstym miesiącu ciąży. Była strasznie szczęśliwa, że będzie miała wnuka. Jak się okazało Mathew też jest francuzem. Dlatego wszyscy bez problemu się dogadaliśmy. To znaczy, ja jestem w połowie francuską, a w połowie włoszką, ale trudno. 

Przypominam sobie te wszystkie chwile. Kiedy, teraz, mój mąż wyznał, że się we mnie zakochał. To było cudowne. Po roku naszej znajomości postanowiliśmy się pobrać i przedstawiać mojego synka Dylana jako też jego. Oczywiście nasze dzieci, a szczególnie jedno się musiało dowiedzieć. Ale nigdy nie wyjawiłam kto jest prawdziwym ojcem. Zgodził się ze mną. Kocha mnie i stwierdził, że ten kto mnie tak porzucił nie m prawa chodzić po tej ziemi. Moi rodzice jedynie wiedzą kto jest prawdziwym ojcem. Reszcie rodziny nie miałam zamiaru mówić. Gdy nasz synek miał już roczek, urodziła nam się prześliczna córeczka. Teraz mam dwadzieścia trzy lata i dwójkę wspaniałych dzieci. Oraz męża, którego kocham nad życie. Spakowałam wszystko do pracy. Chciałam już wychodzić, zabrałam klucze, otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Właśnie obok mnie stał...

- Cześć.

___________________________________________________________________

Podobało się?